20 wrz 2015

TARTA Z MALINAMI I SERKIEM MASCARPONE

 

Witajcie kochani! Dzisiejszy post przygotowałam z myślą o prawdziwych łasuchach i ulubieńcach tart. Na słodko czy słono - zawsze smacznie i syto! Kto ma to szczęście, że w ogródku znajdzie jeszcze późne maliny, niech wykorzysta ten przepis. Tak naprawdę serek mascarpone idealnie komponuje się także z borówkami, truskawkami czy wiśniami.

Składniki:

 na kruchy spód

300 gram mąki pszennej
200 gram masła (1 dobrze schłodzona kostka)
100 gram cukru pudru
2 żółtka

na krem

250 gram serka mascarpone
250 gram śmietany kremówki 30 lub 36%
4 łyżki cukru waniliowego

dodatkowo forma o średnicy około 26 cm

Sposób przygotowania:

Mąkę i cukier przesiewamy przez sitko na blat. Dodajemy masło pokrojone na mniejsze kawałki. Za pomocą noża siekamy przygotowane składniki. Następnie dodajemy 2 żółtka i zaczynamy zagniatać ciasto do momentu połączenia się wszystkich składników. Z ciasta formujemy kulę i owijamy folią spożywczą. Wkładamy do lodówki na około godzinę.

 Nastawiamy piekarnik na 200 stopni (180 z termoobiegiem).
Następnie wyciągamy ciasto z lodówki, przekładamy przez 2 warstwy folii spożywczej i wałkujemy ciasto aż uzyskamy wymiar o 3/4 centymetry większy niż średnica naszej formy. Przenosimy je na formę i dociskamy na brzegach. Nakłuwamy ciasto widelcem, przykrywamy folią aluminiową i wysypujemy na wierzch fasolę, groch lub ryż. Dzięki obciążeniu ciasto nie będzie spływać i napowietrzać się. 


Podpiekamy ciasto przez 10-15 minut z folią i obciążeniem. Po upływie tego czasu ściągamy folię i podpiekamy naszą tartę przez około 5-10 minut na złoty kolor.

Pozostawiamy ciasto do wystygnięcia i przechodzimy do przygotowania kremu.
Śmietankę ubijamy z cukrem za pomocą miksera. Następnie dodajemy serek mascarpone i delikatnie mieszamy łyżką aby masa się nie zważyła.

Na przestudzony spód wykładamy masę i dekorujemy wybranymi owocami. Jest od razu gotowe do spożycia.
Przechowujemy w lodówce.

Smacznego kochani!
Pięknej i radosnej niedzieli Wam życzę ;-*

14 wrz 2015

THE SECRET SOAP STORE



 Witajcie! Dzisiejszy wpis poświęcę małej recenzji kosmetyków, które dostałam do przetestowania od The Secret Soap Store. Coraz częściej zważam na to, jakich produktów używam do pielęgnacji twarzy i ciała oraz ich skład. Po wstępnym zapoznaniu się z paczką nie pozostało mi nic innego jak przetestować je na własnej skórze!



Yellow Love, Shower mousse 

Dzięki niemu czuję, że wakacje jeszcze nas nie opuściły. Wspaniały mus przeznaczony do pielęgnacji ciała, który pochłania zapachem świeżego melona. Konsystencja przywołuje mi na myśl letnie melonowe smoothie. Zapach utrzymuje się na skórze stosunkowo długo. Odpręża i dodaje energii.

Argan & Goats - krem do twarzy

Właściwości olejku arganowego nie należy chyba nikomu przedstawiać. U mnie sprawdził się dobrze. Szybko się wchłania, dobrze odżywia i nawilża skórę. Dodatkowo przekonało mnie to, iż nie zawiera on parabenów, olejów mineralnych, substancji modyfikowanych genetycznie oraz silikonów. Zapach również  na duże "tak"! 

Argan & Goats soap bar , Bio mydło Borowina

Oby dwa produkty zadziałały na moją ostatnio przesuszoną skórę. Po użyciu pozostawia ją gładką, aksamitną w dotyku. Łagodzi, regeneruje oraz oczyszcza. Nie powoduje niechcianego uczucia ściągnięcia. Zapach mydła borowinowego nie przypadł mi szczególnie do gustu, jednak jest to kwestia indywidualna. Zachwycił mnie natomiast efekt rozświetlonej skóry po użyciu mydełka Argan & Goats. 
Mydło nadaje się zarówno do mycia ciała jak i twarzy.



Jeżeli Wy również chętnie korzystacie z naturalnych produktów to zachęcam do sprawienia sobie małej przyjemności z kosmetykami tej firmy!
Pozdrawiam, Justyna! :-)

10 wrz 2015

MY ROOM: SOME CHANGES


Na pewno wspominałam już Wam o moim zamiłowaniu do pięknych, jasnych wnętrz. Pod koniec sierpnia pisałam tutaj o małym remoncie pokoju. W zasadzie cel był jeden - w moim pokoju miało być jasno. Jak się okazało, pomalowanie pokoju na biało i pozbycie się zasłonek niemal całkowicie załatwiło sprawę. Na dokładkę kilka jasnych dodatków - między innymi drewniana skrzynka, którą sama pomalowałam na biało. Zajęło mi to kwadrans, a muszę przyznać, że idealnie wpasowała się w całość, którą postanowiłam jeszcze przełamać różem. Z efektu końcowego jestem zadowolona. Nadchodzące do nas powoli zimne dni sprawią, że spędzę w swoim pokoju większość czasu, co będzie już teraz samą przyjemnością. Poniżej kilka ujęć prosto z moich czterech kątów!









Zamieszkalibyście? 
Buziaki! ;-*

9 wrz 2015

PIECZONE BATATY Z KURCZAKIEM

 

Żadną nowością nie będzie dla Was to, że w Polsce wraz z falą zdrowego odżywiania, przyszła też moda na bataty. Ci, którzy już próbowali, z pewnością docenili ich słodkawy, delikatny smak. Moja chwila nadeszła dopiero dziś. Byłam ciekawa co wyniknie z tego eksperymentu. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedno z najlepszych zaskoczeń kulinarnych dla mojego podniebienia!




Czego potrzebujemy?
(wystarczy na 3 porcje)

1 średni batat 
duży filet z kurczaka
oliwa z oliwek
przyprawy: wędzona papryka (chili), pieprz, sól, curry, kurkuma, ulubione zioła
wybrane składniki do przygotowania sałatki

Sposób przygotowania:

Filet kroimy na mniejsze kawałki. Z 2 łyżek oliwy i przypraw robimy marynatę, w której obtaczamy kurczaka. Wstawiamy do lodówki na 25 min.
W międzyczasie zaczynamy przygotowywać batata. Ustawiamy piekarnik na 180 stopni (z termoobiegiem lub bez) i pozostawiamy do nagrzania. Blaszkę wykładamy folią aluminiową . Batata nie obieramy ze skórki, kroimy w łódeczki/paski i wykładamy na folię. Skrapiamy oliwą i przyprawiamy. Wstawiamy do piekarnika na 25 minut.
Rozgrzewamy patelnię na średnim ogniu. Pieczemy kurczaka (już bez dodawania tłuszczu) do momentu jego zarumienienia. Następnie podlewamy go odrobiną wody i przykrywamy patelnię. Pozostawiamy go na kilka minut do podduszenia.
Sałatkę przygotowujemy według własnego uznania. Ja użyłam: brokuły, ser feta, prażone pestki dyni, kukurydzę oraz pomidora.

Jedliście kiedyś bataty? 
Jakie są Wasze odczucia co do nich?
Smacznego i miłego dnia!
Justyna ;-*

6 wrz 2015

YANKEE CANDLE: FIRESIDE TREATS


Dzisiejszy wpis kieruję do miłośników wosków, świec i innych cudownych wymysłów firmy Yankee Candle. 
Na początku do tematu podchodziłam bardzo sceptycznie i krytycznie, jednak szybko się to zmieniło. Któregoś dnia postanowiłam zaopatrzyć się w jeden z wosków, tak na próbę. Muszę przyznać, że mini tarty absolutnie mnie urzekły. Zapachy trafiają idealnie w moje gusta, nie są sztuczne czy też przesadzone. Co ciekawe, przenigdy nie usłyszałam od domowników lub gości, że zapach jest ciężki, przyprawia o zawrót głowy lub przeszkadza.
W tym tygodniu otulam się zapachem Fireside Treats. Byłam ciekawa tego produktu, gdyż zwykle decyduję się na woski pachnące możliwie naturalnie. Ciężko było wyobrazić sobie zapach ogrzewanych nad ogniskiem pianek..


Od producenta:

"Słodkie pianki marshmallow, których waniliowy aromat w niesamowity sposób łączy się z zapachem ogniska, nad którym są opiekane."
Moja opinia:

Po zapaleniu świeczki pod woskiem (niewielka ilość), zapach zaczyna być wyczuwalny naprawdę szybko.  Momentalnie przeniosłam się w myślach do swojego dzieciństwa i  zimowych wieczorów, kiedy to popijałam gorącą czekoladę i zajadałam się piankami. Opis producenta jak najbardziej trafny. Wyczuwalny jest aromat waty cukrowej, palonego cukru, wanilii, waty cukrowej. Jeżeli wytężymy nasz zmysł węchu, możemy także wyłapać woń palonego drewna. Po zgaszeniu, zapach nie utrzymuje się zbyt długo w pomieszczeniu.
Ze względu na swoją słodycz, nie wszystkim przypadłby do gustu. Jak dla mnie, najlepiej sprawdzi się w chłodne, a nawet zimowe wieczory.


Wosk pochodzi ze sklepu Candle Room - klik TUTAJ

Co sądzicie o woskach firmy Yankee Candle?
Macie swoich ulubieńców godnych polecenia?
Ściskam, Justyna ;-*


3 wrz 2015

LOOK OF THE DAY: JEANS SHIRT & WHITE PANTS

Witajcie! Wrzesień ledwo się zaczął, a już daje mi się we znaki. Nie mam wątpliwości do tego, że będzie to jeden z najbardziej pracowitych miesięcy tego roku. Czas w jakiś sposób porzucić leniuchowanie i zapomnieć towarzyszącej ostatnio (bardzo) często nudzie. Poza szkołą czeka na mnie masa innych obowiązków, wprowadzanie przeróżnych zmian oraz ciężka praca nad sobą. Postaram się także utrzymać systematyczność w pisaniu bloga, także w wolnej chwili zachęcam do odwiedzin tutaj.
Tymczasem stylizacja i moc pozytywnej energii dla Was!

spodnie - H&M
buty - River Island






Do usłyszenia w weekend!
Całuję, Justyna ;-*